Sunday, December 30, 2018

Solidarność progresywistów i konserwatystów to dwie różne rzeczy

Czy dla polskich progresywistów powyższy wykres musi być powodem do pesymizmu i braku nadziei na dobry wynik wyborczy, nie mówiąc już o zwycięstwie, i na odsunięcie od władzy prawicy?

Socjologowie, np. dr hab. Jarosław Flis, twierdzą, że przedstawione powyżej dane odnoszące się do samoidentyfikacji Polaków pozostają zasadniczo niezmienne przynajmniej od 2007 roku. Ma tak być niezależnie od wyników wyborów, które pozornie takiej niezmienności zaprzeczają. Dwa nasuwające się natychmiast wnioski to:

1) Polska różni się od społeczeństw zachodnich; na Zachodzie postawy prawicowe do niedawna kojarzyły się z konserwatyzmem obyczajowym (po drugiej fali rewolucji obyczajowej, tej z przełomu wieków to już historia) i były bądź zbliżały się do neoliberalnych w kwestiach ekonomicznych (pojawienie się prawicy populistycznej zmienia ten obraz w pewnym stopniu), podczas gdy lewicowe kojarzyły się z progresywizmem obyczajowym i solidarnością w kwestiach ekonomicznych. Tymczasem w Polsce za najważniejszy element wyróżniający prawicę uważa się konserwatyzm obyczajowy, natomiast wśród postaw polskich prawicowców w kwestiach ekonomicznych przeważa nastawienie solidarnościowe, postawę lewicową wyróżnia zaś progresywizm obyczajowy i – podobnie jak dla prawicy – deklarowana solidarność społeczna. Czyżby w Polsce chodziło więc wyłącznie o kwestie obyczajowe? Otóż nie: rozumienie solidarności przez obie te grupy może być diametralnie odmienne, o czym dalej.

2) Ogromny procent głosujących wydaje się mieć niewykrystalizowane poglądy bądź plasuje się na osi samoidentyfikacji w pobliżu środka: w kwestiach obyczajowych to ponad 35%, a w ekonomicznych prawie 40%; liczby te pokazują ogromny potencjalny swing vote. Zakłada się, że rozkład poglądów wśród niegłosujących – stanowiących regularnie 45-50% wyborców – jest podobny, ale nie musi to być do końca prawdziwe. Sytuacja ta stanowi szansę dla charyzmatycznego lidera nowej generacji, w tym przede wszystkim zdolnego przemawiać do młodych lidera progresywnej siły politycznej – by aktywizować tych drugich i walczyć zarówno o ich głosy, jak i głosy tych pierwszych.

Powyższy wykres nie oddaje jednak złożoności postaw społecznych w takich kwestiach jak etatyzm-centralizm z jednej strony i samorządność-decentralizacja z drugiej, ale przede wszystkim co do usytuowania na osi partykularyzm (lokalność)-uniwersalizm. Szczególnie ta druga oś staje się dzisiaj decydująca w samoidentyfikacji, a zwiększenie jej znaczenia doprowadziło już na Zachodzie do zredefiniowania czym jest prawica, dzięki dojściu do głosu prawicy populistycznej. Chodzi przede wszystkim o rozumienie solidarności społecznej: polska prawica i dzisiejsza populistyczna prawica zachodnia rozumie ją wąsko, nacjonalistycznie – z czym wiąże się wykluczenie obcych, aż po postawy zmierzające w stronę ksenofobicznego czy wręcz rasistowskiego horyzontu; podczas gdy lewica widzi solidarność w sposób uniwersalizujący, aż po pełen uniwersalizm nie uznający żadnego wykluczenia. Ironia polega na tym, że w tym sensie może być i bywa oskarżana o „globalizm” – podczas gdy to progresywna lewica walczy z globalizacją neoliberalizmu.

To że progresywiści i konserwatyści inaczej rozumieją solidarność społeczną nie powinno dziwić, choćby w świetle badań amerykańskiego psychologa społecznego Jonathana Haidta. Spośród wyróżnianych przez niego sześciu moralnych fundamentów człowieka, trzy z nich wydają się mieć związek z rozumieniem i praktyką solidarności: troska, sprawiedliwość i lojalność. Według Haidta konserwatyści mają wyłączność na trzeci z nich. Jednak lojalność jest w ich ujęciu wykluczająca: lojalność w stosunku do swoich wiąże się z wyostrzonym postrzeganiem obcości tych, którym ona nie przysługuje. Często przekłada się to także na odmawianie im zwykłej ludzkiej solidarności. Dzieje się tak niezawodnie gdy rzeczywistość społeczną wytłumaczy im będący dla nich autorytetem prawicowy przywódca (według Haidta manifestowanie czy potrzeba szacunku dla autorytetów to kolejny fundament moralny właściwy tylko konserwatystom; może prowadzić do aprobaty autorytaryzmu) – np. przez wskazanie ich jako niosących zagrożenie nosicieli pasożytów, lub gdy jego „nauczanie moralne” przedstawi gejów jako zboczeńców, a kobietom odmówi należnych im praw. Ponadto wprawdzie dwa pierwsze z wspomnianych moralnych fundamentów Haidta są wspólne dla obu grup, jednak rozumienie sprawiedliwości może się u nich znacząco różnić, nawet jeśli bazuje na jej pojmowaniu jako równości, czy to jako równości szans, czy jako równości rezultatów: kto miałby mieć równe szanse? komu przysługuje równość rezultatów? W odniesieniu do troski jako kompasu moralnego: kogo należy ją objąć? Konserwatysta, szczególnie ten któremu sprawy wyjaśnił jego prawicowy przywódca, odpowie na te pytania inaczej – wykluczająco wobec obcych czy innych – niż progresywista, który będzie skłonny odpowiedzieć na nie inkluzywnie.

Czy nazwiemy to uniwersalizacją czy globalizacją (jak przyjęło się to zjawisko pejoratywnie określać), w teorii i praktyce gospodarczej można rozróżnić przynajmniej cztery historyczne fazy tego zjawiska, częściowo nakładające się na siebie: przezwyciężenie protekcjonistycznego merkantylizmu w kierunku klasycznego konsumpcjonistycznego kapitalizmu; kapitalizm imperialistyczny, traktujący swe imperia zarówno jako źródła surowca, lokalnej siły roboczej, jak i jako rozrastające się rynki zbytu dla własnego przemysłu; ewolucja, przyspieszająca wraz z upadkiem imperiów, w kierunku globalnej swobody przepływu kapitału (pod egidą WTO, OECD, IMF i Banku Światowego) i dominacji ideologii neoliberalizmu, kulminująca na Zachodzie wraz z triumfem tzw. trzeciej drogi, propagowanej przez partie uważające się za lewicowe; współczesne próby modyfikacji tego stanu rzeczy, stwarzające uporządkowane ramy dla transgranicznych przepływów siły roboczej (przede wszystkim Unia Europejska, będąca wewnętrznym ponadnarodowym rynkiem pracy opierającym się o mechanizm swobodnego przepływu siły roboczej na całym swym obszarze).

Wydaje się jednak, że UE pozostanie wyjątkiem jeszcze długo, że pełna globalizacja swobody transgranicznych przepływów siły roboczej, zwierciadlanego odbicia swobody przepływu kapitału, nie nastąpi w dającym się przewidzieć czasie. Tym dobitniej należy podkreślać dobrodziejstwa płynące z uczestnictwa Polski w UE, tym bardziej, że można stwierdzić z całą pewnością, że to istnienie tego wolnego wewnątrz-europejskiego rynku pracy jest jednym z dwóch głównych czynników decydujących o poparciu Polaków dla członkostwa Polski w UE – Polacy są jego ogromnymi beneficjentami; podobnie jak i solidarności europejskiej zmierzającej do wyrównywania szans cywilizacyjnych krajów członkowskich, a przejawiającej się dodatnimi przepływami finansowymi netto do Polski (to drugi czynnik).

Tymczasem wizja rządzącej polskiej prawicy – manifestująca się brakiem solidarności europejskiej, eurosceptyczna, europejsko odśrodkowa, polegająca na stałym balansowaniu na granicy norm konstytuujących Unię Europejską (nie mówiąc już o łamaniu Konstytucji własnego kraju), może siłą rozpędu doprowadzić Polskę do opuszczenia UE. Solidarność europejska jest bowiem kluczowa. Jej brak był głównym powodem zwycięstwa zwolenników Brexitu w Wielkiej Brytanii, a dotyczył przede wszystkim tego co dla Polaków jest jednym z decydujących czynników poparcia dla członkostwa: swobody przepływu siły roboczej. Populizm prawicowy zawsze stawia na solidarność nacjonalistyczną, która prędzej czy później musi wejść w konflikt z innymi tak rozumianymi „solidarnościami”, nawet jeśli dzieje się to w ramach wspólnoty narodów kierującej się wspólnie wypracowanymi zasadami. Taka partykularystyczna solidarność to pseudo-solidarność.

Odpowiedź polskich progresywistów musi stawiać na prawdziwą solidarność – uniwersalizującą, a w pełni uniwersalistyczną jeśli chodzi o Unię Europejską. Nie dość że jest to dzisiaj namacalnie korzystne dla Polski i Polaków, to także tylko wtedy będziemy mogli mieć wpływ na wewnętrzną i zewnętrzną politykę znaczącego gracza na międzynarodowej arenie jakim jest UE, i uczestniczyć np. w wypracowaniu regulacji niepożądanych aspektów globalizacji, w tym neoliberalnych zasad rządzących dzisiaj światową gospodarką. Warto też pamiętać, że kombinacja uniwersalistycznie pojmowanej, otwartej solidarności społecznej z progresywizmem obyczajowym to cechy lewicowego poglądu na świat. Nie ma potrzeby ukrywać tego źródła inspiracji, mimo starającej się zamazywać podziały ideowe mody na najrozmaitsze ponad-ideologiczne „trzecie drogi”. Warto powtórzyć raz jeszcze: progresywny program i uosabiające je ugrupowania polityczne potrzebują charyzmatycznego lidera nowej generacji, zdolnego przemawiać do młodego pokolenia, nie wahającego się też uderzyć w populistyczne tony dla zrównoważenia retoryki prawicy, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Saturday, December 22, 2018

Jezus egalitarysta: przesłanie świąteczne dla chrześcijan-progresywistów

Nieodłączną częścią religijnego przesłania Jezusa był niezwykle postępowy jak na jego czasy przekaz społeczny. Jezus rozprawiał się m.in. z wykluczającym słabszych i obcych rozumieniem „bliźniego”, pojęcia dla niego kluczowego, jak i z wymogiem bezwarunkowego szacunku dla zastanej hierarchii społecznej, a także np. z modelem patriarchalnej rodziny. To ten przekaz zaprowadził go ostatecznie na miejsce publicznej egzekucji przez ukrzyżowanie. Współdziałali w tym współcześni mu możnowładcy, zarówno religijny establishment Izraela jak i okupacyjne władze rzymskie. Jednak po jego odejściu z tego świata przekaz nie zamarł; przeciwnie – w niemalże czystej formie trwał i zyskiwał nowych zwolenników aż po początek IV wieku, kiedy to najpierw zakończenie prześladowań, a potem, pod koniec tegoż wieku, ustanowienie chrześcijaństwa religią państwową, spowodowały odejście od jego prostoty i piękna – w kierunku kompromisu z władzą, jeśli nie wręcz zajęcia miejsca w jej szeregu. To z takim stanem rzeczy mamy dzisiaj do czynienia w Polsce.
xxx 

Na tle biblijnego wyobrażenia o stworzeniu człowieka na obraz Boga, Imago Dei, radykalne nauczanie Jezusa mówi o duchowej jak i doczesnej równości ludzi, a czyni to przyjmując punkt widzenia pokornych, prześladowanych i bezsilnych. Przekaz wiąże się z autorytatywną reinterpretacją Pisma, która ma odzwierciedlać jego głębokie duchowe znaczenie, choć ukryte dotąd dla mniej wnikliwych to jednak prawdziwe. Z pozycji uosabiającej tradycyjny proroczy wzorzec, przedstawiając się jako człowiek ubogi, który jednakże zna Pismo na wylot, Jezus wchodzi w konfrontację przede wszystkim z religijnym establishmentem swej ojczyzny, stanowiącym najważniejszą warstwę żydowskiego społeczeństwa, o ile nie najpotężniejszą – wziąwszy pod uwagę zniewolenie Żydów przez Rzym.

Nie wypowiada choćby jednej pochwały tego, co religijna hierarchia czyni względnie sobą reprezentuje, przeciwnie – oskarża ją o najgorsze możliwe przestępstwa, w tym o mordowanie proroków, którzy go poprzedzili. Sławi wyłącznie dawno zmarłych przywódców religijnych i proroków. O żyjących ma do powiedzenia co następuje: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on,” które to stwierdzenie zwolennik Jezusa (ten, który „ma uszy do słuchania”) ma prawo zrozumieć jako egalitarystyczne w swej wymowie. W kontekście nauczania o pokucie i nawróceniu wskazuje też jak potencjalna równość staje się rzeczywistą. Nauczanie to zawiera paradoks: ci w społeczności, którzy są „pierwsi” staną się „ostatnimi”, podczas gdy „ostatni” – „pierwszymi”. Zaiste bardzo mocny to sposób wprowadzenia zasady równości!

Wszystko to wspiera kluczowy przekaz Jezusowego nauczania, zawarty w Kazaniu na Górze: wywyższenie uciskanych i poniewieranych. Zwani są oni „solą ziemi”, a cisi pośród nich „posiądą ziemię”. Wiele błogosławieństw i nagród będzie ich udziałem, co więcej – wydaje się, że będą one zarezerwowane tylko dla nich. Ale przekaz ten idzie dalej: cisi i pokorni, a raczej ci, których życie zmusza do takiego postępowania jeśli chcą przetrwać w tym świecie, są, jak wspaniale wyjaśnia w swych książkach amerykański teolog Walter Wink, instruowani w taktyce działań – dla wnikliwych może to stać się w pełni rozwiniętą bezprzemocową strategią – wykorzystujących istniejące normy społeczne dla zawstydzania swych prześladowców i skłaniania ich w ten sposób do zmiany postępowania. Nawet najbardziej charakterystyczny przykład z tej kategorii, „jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!”, można w ten sposób interpretować. Nie należy jednak folgować nienawiści do swych prześladowców: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. Tak rozumiana i nakazywana doskonałość, „jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, to druga strona radykalnej równości człowieka w oczach Boga.

Powyższe społeczne i soteriologiczne rozważania to nie wszystko co wiąże się z uwypuklaniem równości w nauczaniu Jezusa. Znajdziemy tutaj także rodzinę, i to w kontekście znaczącą odbiegającym od wsparcia jej tradycyjnego modelu. Młody człowiek, który chciał wypełnić synowską powinność pochowania swego ojca usłyszał, „zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!”, trudno dające się pogodzić ze zwyczajami patriarchalnej rodziny. Ponadto, kiedy „Ktoś rzekł do Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą»”… Jezus odpowiedział… „«Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»”. To stwierdzenie idzie jeszcze dalej, zastępując de facto rodzinę doczesnym braterstwem równych sobie ludzi, pod warunkiem, że wszyscy oni wypełniają wolę Ojca.

Wszystko to znajduje kulminację w następującym przekazie: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.”

Nie ma większego znaczenia czy stwierdzenie to ma funkcję normatywną, czy też stanowi jedynie opis sytuacji. Jezus wyraźnie pokazuje, że doskonale wie jakie są konsekwencje jego nauczania – i mimo to nie waha się go głosić, jak w powyższym zdaniu czyni to w kontekście rodziny. Nie zważa na konsekwencje radykalnego odróżnicowania czy też radykalnej równości. Niezależnie od wszystkiego, tradycyjna patriarchalna rodzina, ów kulturowy bastion mający (rzekomo) chronić przed niebezpieczeństwem rywalizacji, konfliktu i przemocy, musi ustąpić takiemu jej modelowi gdzie nic poza Bogiem nie jest święte, a wszyscy są sobie równi.

Ewangelie są skarbnicą duchowych inspiracji. Każda nowa generacja znajduje nowe wątki, względnie postrzega inne w nowym świetle. Dla gejów i lesbijek chrześcijan tak właśnie dzisiaj ma się sprawa z wersami 17:34-35 Ewangelii wg św. Łukasza: „Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem [w Biblii Hebrajskiej „mleć” ma w przynajmniej czterech miejscach odnosić się do stosunku seksualnego]: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona”. Te słowa Jezusa, wypowiedziane w kontekście wzięcia do nieba, interpretowane są jako wskazanie, że aktywność seksualna gejów i lesbijek nie oznacza dla nich automatycznie „wiecznego zatracenia”, a ponadto mają one oznaczać zrównanie form ludzkiej seksualności.

Chociaż równość wszystkich ludzi można wywieść z Imago Dei, odnoszący się nie tylko do równości w oczach Boga równościowy przekaz Jezusa, skierowany był jednak przede wszystkim do Izraela, a w szczególności do jego żydowskich uczniów i zwolenników. Apostoł Paweł poszedł dalej, szerząc przekaz równości ponad granicami etnicznymi, czyniąc go uniwersalnym w zasięgu. Co u Jezusa pozostawało domniemane Paweł wypowiedział otwarcie, obejmując nim wszystkich wierzących: „Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”, oraz „…tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich Chrystus”. Dążenie Pawła by uczynić chrześcijaństwo religią uniwersalną spowodowało, że wywrotowy wpływ przekazu równości na hierarchiczne stosunki społeczne zaczął być odczuwalny także poza Izraelem. W konsekwencji chrześcijaństwo było traktowane przez Cesarstwo Rzymskie jako publiczne zagrożenie.

xxx 

Wczesne wspólnoty chrześcijańskie dbały o ducha równości społecznej we własnych szeregach: nie mając większego wpływu na zewnętrzne stosunki społeczne, dbano w pierwszej kolejności o równość ludzkiej godności. Dążono tym samym także do utrzymania spoistości i solidarności w obliczu zewnętrznych przeciwieństw, w tym także fizycznych prześladowań – aż po męczeństwo. Wydawać by się mogło, że znacznie mniejszą wagę przywiązywano do kolejnego ideału, który wystąpienie Jezusa uwypukliło, a mianowicie wolności. Byłaby to jednak niewłaściwa konstatacja: nie pochwalano „negatywnej” wolności, indywidualistycznej de facto „wolności od” – od odpowiedzialności i zobowiązań wobec grupy, itd. Podkreślano wolność pozytywną, „wolność do”, która w chrześcijańskim kontekście znaczyła przede wszystkim wolność do miłości, w pierwszej kolejności Boga, ale także miłości bliźniego jak siebie samego, w duchu przypowieści o Dobrym Samarytaninie. Symbolizował to i uosabiał np. rytuał agape, w zależności od okoliczności uczta całej wspólnoty, bądź wieczorny posiłek miłości dla ubogich wydawany przez bardziej zamożnych, jak i generalnie bardzo powszechny duch inkluzywnej gościnności. Wszystko to zaczęło zanikać z chwilą zaprzestania prześladowań chrześcijan w Cesarstwie Rzymskim na początku IV wieku, a na dobre zanikło stopniowo po tym jak chrześcijaństwo pod koniec IV wieku stało się religią państwową. Jednak chrześcijanin-progresywista powinien o tym dziedzictwie pamiętać, gdyż można z niego czerpać inspirację, dążąc w zmienionych warunkach do przywrócenia przynajmniej jego ducha.

Monday, December 10, 2018

Francuska lekcja: potrzeba progresywnego populizmu

Zdecydowane zwycięstwo Emmanuela Macrona w drugiej turze francuskich wyborów prezydenckich w maju 2017 r., stosunkiem głosów 66%-34% nad nacjonalistyczną populistką Marine Le Pen, okrzyknięto dowodem przywiązania większości Francuzów do zasad liberalnej demokracji, przejawem dojrzałości społeczeństwa. Taka ocena nie zauważała jednak podstawowego faktu, że głos na Macrona i jego „reformistyczną” trzecią drogę, był także wyrazem zdecydowanego protestu przeciwko całemu dotychczasowemu establishmentowi politycznemu kraju. Można zaryzykować dwa stwierdzenia: że miraż „trzeciej drogi”, będącej rzekomo w stanie pogodzić wywodzące się z neoliberalizmu sprzeczności współczesnej liberalnej demokracji, jeszcze raz był w stanie uwieść zachodnie społeczeństwo – co może się nie powtórzyć w przewidywalnej przyszłości; że obserwowana przez nas klęska tego podejścia (dzisiaj poparcie dla Macrona deklaruje kilkanaście procent elektoratu) oznacza, że jedyną metodą przeciwstawienia się prawicowemu populizmowi jest populizm lewicowy bądź progresywny.

Rozwijając drugą konstatację: to co aktualnie dzieje się we Francji powinno być znaczącym memento dla wszystkich, którzy wierzą w możliwość przeciwstawienia się prawicowemu populizmowi poprzez odnowę czy retusz dyskursu liberalno-demokratycznego. Takie podejście gwarantuje utrwalenie się podziału społeczeństwa niemalże na pół, jednakże przy stale pogłębiającej się jego polaryzacji. Szczególnie wyraźnie widać to w systemach o ordynacji większościowej, bądź praktycznie dwupartyjnych; dotyczy to także wzajemnie antagonistycznych wobec siebie bloków wyborczych, w tym ad hoc czy nieformalnych, drugich tur wyborów prezydenckich, wszelkich sytuacji gdzie zero-jedynkowość decyzji wyborców wymuszona jest naturą sprawy, jak w referendach: wszędzie tam wynik oscyluje wokół 50%-50% (i takiego wyniku należy się też spodziewać w następnych wyborach prezydenckich we Francji). Oczywiście wszystko to jest prawdą tylko tak długo dopóki przestrzegane są reguły liberalnej demokracji. By móc przełamać tę prawidłowość na swoją korzyść, prawicowi populiści z pozycji chwilowego wygranego mogą zdecydować się na łamanie reguł liberalnej demokracji, np. niezależności sądownictwa, szczególnie jednak jej naczelnej zasady pluralizmu – tak zrobił Orban na Węgrzech przez podporządkowanie sobie także większości prywatnych mediów; nota bene, w Polsce stanie się tak w drugiej kadencji PiS, jeśli do niej dojdzie. Należy jednak podkreślić, że poparcie dla prawicowych populistów, którym udało się sięgnąć po władzę, utrzymuje się na wysokim poziomie nawet jeśli nie odwołują się do jawnego łamania reguł liberalnej demokracji, względnie napotykają w tej mierze na istotne przeszkody: poparcie dla Trumpa regularnie przekracza 40%, dla PiS-u do tego poziomu często się zbliża. Natomiast złamanie zasady pluralizmu pozwala Orbanowi osiągać poparcie i większości parlamentarne dające mu swobodę w zmienianiu konstytucji.

W obliczu słabnięcia pozycji sił broniących konsensusu liberalno-demokratycznego w wielu krajach Zachodu, w tym mieniących się nurtami „trzeciej drogi” ugrupowań de facto uznających prymat neoliberalizmu, wyraźnie widać, że nie tędy droga jeśli chodzi o dawanie efektywnego odporu prawicowemu populizmowi. W niektórych z tych krajów – tam gdzie drastycznie wzrastają nierówności społeczne, takich jak USA – potencjalnie skuteczną odpowiedzią mógłby być populizm lewicowy. Powinien on powalczyć o przejęcie retorycznej figury „zwykłego człowieka”, zawłaszczonej przez populizm prawicowy, któremu udało się przekonać tegoż zwykłego człowieka, że w jego interesie ekonomicznym jest obniżanie podatków – czego efektem jest jednak dalsze obniżanie zakresu i poziomu usług publicznych, lub niezapewnianie takich, które w innych krajach Zachodu są standardem, jak ubezpieczenie zdrowotne; a z którego de facto korzystają przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie najbogatsi. Machinacje liberalnego establishmentu Partii Demokratycznej, które uniemożliwiły przeciwstawienie prawicowemu populizmowi Trumpa lewicowego populizmu Bernie Sandersa – który miałby realną szansę pokonać Trumpa w wyborach – doprowadziły także do zmarnowania okazji przetestowania takiego starcia. Paradoksalnie, w krajach Zachodu cechujących się większą relatywną równością, posiadających lepsze usługi publiczne, możliwość wykrystalizowania się skutecznego politycznie populizmu lewicowego nie jest tak oczywista. Prawdopodobieństwo jego sukcesu wzrasta oczywiście w sytuacjach kryzysowych, czego przykładem było wystąpienie greckiej Syrizy, choć zabrakło jej odwagi w decydującym momencie by sprzeciwić się neoliberalnemu dyktatowi, mimo silnego mandatu od wyborców.

Trzeba też jasno powiedzieć, że w dzisiejszej liberalnej demokracji nie widać szans na znaczące zmniejszenie polaryzacji społeczeństwa: podział sceny politycznej w dłuższym horyzoncie czasowym na trzy niemalże równoważne siły wydaje się stosunkowo mało prawdopodobny. Możliwy scenariusz natomiast to przesunięcie się głównej osi sporu politycznego z przebiegającej pomiędzy (neo)liberalnym centrum a szowinistyczną prawicą w ten sposób, że centrum zostałoby zastąpione populizmem lewicowym jako głównym antagonistą; słabnące liberalne centrum pozostałoby jednak w grze. W efekcie mielibyśmy powrót, choć w wersji populistycznej, do naturalnego politycznego sporu na linii prawica-lewica, który słabnący dzisiaj konsensus liberalny był do niedawna w stanie skutecznie neutralizować czy zamazywać. Siła takiego przeciwnika jak i cała konfiguracja sceny politycznej gwarantowałyby dodatkowo, że posunięcia zmierzające do przekreślenia pluralizmu liberalnej demokracji spotkałyby się ze zdecydowanym odporem.

Oczywiście w Polsce, kraju pretendującym do bycia częścią Zachodu, przez który nie przetoczyła się jednak jeszcze rewolucja kulturowa, możliwy jest też inny scenariusz, dający dodatkowo większe nadzieje na sukces: wystąpienie populizmu progresywnego – szerszego niż populizm stricte lewicowy. To szowinistyczne ekscesy prawicy nakazują tę szansę wykorzystać: „kto sieje wiatr, zbiera burzę”. Front solidarności mógłby objąć znacznie szerszą gamę żądań – w sytuacji gdy wykluczanych jest tak wiele grup domagających się emancypacji, w tym najliczniejsza możliwa, czyli kobiety żądające prawa decydowania o własnym losie. Jednak kluczowym dla tego progresywnego populizmu jest jego konieczny lewicowy komponent, który pozwoliłby odebrać prawicy wspomnianą już figurę retoryczną „zwykłego człowieka”. By być w takim działaniu wiarygodnym trzeba by mieć odwagę na zdecydowane wyjście poza paradygmat neoliberalny. Także przy rozwiązywaniu palących i niezwykle trudnych problemów ekologicznych, takich jak kwestia globalnego ocieplenia.

Skutkiem przerzucania ciężarów z tym związanych na zwykłego zjadacza chleba, jak próbują to dzisiaj zrobić przedstawiciele „trzeciej drogi” we Francji, będzie dalszy wzrost znaczenia i sukcesy wyborcze populizmu. Czy beneficjentem musi być jednak jego prawicowa odmiana? Warto zwrócić uwagę, że tam gdzie doszedł on do władzy, swymi działaniami często oddala się od rozwiązania problemu zmiany klimatu, względnie wręcz zaprzecza istnieniu problemu: rada Trumpa dla Macrona to wycofanie się z Porozumienia paryskiego („trwanie przy nim źle się dla Paryża skończy”) i zwrot ludziom kosztów z nim związanych w postaci obniżenia podatków; natomiast w Polsce, obok szumu wokół budowy polskiego samochodu elektrycznego, na razie faktyczną odpowiedzią jest np. budowa nowego bloku energetycznego opalanego węglem kamiennym w Elektrowni Ostrołęka, czyli na terenie Zielonych Płuc Polski, plus apel ministra rządu o znalezienie miejsc na nowe kopalnie węgla. Tymczasem zwykły zjadacz chleba ma płuca, które będą musiały wdychać gęstniejący rakotwórczy smog, jeśli nic się z tym problemem nie zrobi – i tylko jedno życie. Dlaczego jednak to on ma ponosić gros kosztów z tym związanych? Otóż nie poniesie, bo odda swój głos na prawicę, która problemowi zaprzecza lub go bagatelizuje. Chyba że progresywny populizm włączy żądania i postulaty dotyczące klimatu w swój łańcuch solidarności w sposób wiarygodny, tzn. uczyni swoimi tylko takie, które proponują rozwiązania odrzucające paradygmat neoliberalny.

Swoją drogą ciekawe co zrobi teraz Macron, do niedawna ogłaszany przez część mediów wręcz nieformalnym przywódcą Europy i wydawać by się mogło do tej roli otwarcie pretendujący: wycofał się już z podwyżek podatku paliwowego, ale za radą Trumpa by wycofać się z Porozumienia paryskiego pójść nie może – w końcu porozumienie zawarto w Paryżu! Czy zdecyduje się przekroczyć neoliberalny horyzont (znamienne, że podwyżka podatku paliwowego w tle miała jednoczesne obniżenie podatku od wielkich fortun) i spróbuje wypracować strategię klimatyczną, która byłaby akceptowalna dla elektoratu? Niewątpliwie swoją arogancją radykalnie zredukował szanse na sukces w sprawie, która jest jednocześnie ważka i niezwykle trudna.